środa, 9 lutego 2022

Wołyń – wojna chłopska pomiędzy Polakami a Ukraińcami czy eksterminacja Polaków?


Oddział Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), 1947 r.


O konflikcie polsko-ukraińskim w latach 1943-1947 tak pisał szef kijowskiego IPN (Instytutu Pamięci Narodowej) Wołodymyr Wiatrowycz:

"Czy ten krwawy konflikt można nazywać wojną? W polskiej historiografii utarło się określanie go jako „likwidacji”, „eksterminacji”, „czystki etnicznej” czy nawet „ludobójstwa”. Tak więc strona polska przedstawiana jest w konflikcie wyłącznie jako ofiara, a cierpienia przypisywane są wyłącznie Polakom. Aktywne działania żołnierzy polskiego podziemia mające na celu likwidację ludności ukraińskiej pokazuje się tylko jako wymuszone akcje w odpowiedzi na agresję ukraińską. Tymczasem, jak świadczą dokumenty, Polacy przedstawiali nie mniejszą inicjatywę w konfrontacji z Ukraińcami."[1]

O samej zbrodni wołyńskiej Wołodymyr Wiatrowycz pisał następująco:

"W polskiej historiografii prace na temat „rzezi wołyńskiej” często przedstawiają stronę polską jako zupełnie bezbronną. Tymczasem, jak świadczą dokumenty ukraińskiego podziemia, nie była to rzeź, lecz wojna, w której ludność polska nie tylko stawiała zacięty opór, ale nawet prowadziła zaczepne akcje wyprzedzające."[2]

Z inicjatywy Dmytro Klaczkiwskiego ps. „Kłym Sawur” (pułkownika UPA), oddziały UPA rozpoczęły tzw. rzeź wołyńską. Chociaż Klaczkiwski uważał za główny cel działań podległych mu oddziałów walkę z Niemcami i Sowietami, równocześnie uznał za nieodzowne wyeliminowanie „elementów niepożądanych, do których OUN zaliczała również Polaków. W czerwcu 1943 roku wydał tajną dyrektywę dowództwa UPA-„Piwnicz” w sprawie przeprowadzenia wielkiej akcji wymordowania polskiej ludności męskiej w wieku od 16 do 60 lat:

"(...) powinniśmy przeprowadzić wielką akcję likwidacji polskiego elementu. Przy odejściu wojsk niemieckich należy wykorzystać ten dogodny moment dla zlikwidowania całej ludności męskiej w wieku od 16 do 60 lat (...) Tej walki nie możemy przegrać, i za każdą cenę trzeba osłabić polskie siły. Leśne wsie oraz wioski położone obok leśnych masywów powinny zniknąć z powierzchni ziemi."

Rozkaz ten Klaczkiwski przekazał dowódcom UPA na obszarze zachodniego Wołynia. Jak zeznawał po pojmaniu przez NKWD Jurij Stelmaszczuk:

"W czerwcu 1943 roku przedstawiciel centralnego prowidu OUN „Kłym Sawur” przekazał mi ustnie tajną dyrektywę Centralnego Prowidu OUN o powszechnej fizycznej likwidacji całej ludności polskiej, zamieszkałej na terytorium zachodnich obwodów Ukrainy."

Polecenie opisywane przez Stelmaszczuka wyraźnie różniło się od ustaleń III konferencji OUN-B z lutego 1943, która nakazywała jedynie eliminację wybranych osób ze środowiska polskiego w połączeniu z akcją partyzancką na szeroką skalę. Grzegorz Motyka (polski historyk zajmujący się tematyką stosunków polsko-ukraińskich) jest zdania, że różnica między treścią tych zaleceń a rozkazem Klaczkiwskiego może być dwojako wytłumaczona. Z jednej strony polecenie likwidacji polskiej ludności Wołynia mogło pojawić się na wymienionej konferencji, ale nie w jej pisanych dokumentach. Drugą możliwością była zmiana taktyki przedyskutowana przez Klaczkiwskiego, Wasyla Iwachiwa i Iwana Łytwynczuka pod wpływem doświadczeń związanych z pierwszymi atakami na polskie wsie (np. na Paroślę I 9 lutego 1943). Zdaniem Piotra Zająca to Klaczkiwski prawdopodobnie wydał ostateczną decyzję, zaś wśród jej inicjatorów mogli być również Petro Olijnyk, Iwachiw i Łytwynczuk.

18 maja 1943 Klaczkiwski wydał odezwę do polskiej ludności Wołynia, w której oskarżył ją o zaognianie stosunków narodowościowych na Wołyniu, w szczególności poprzez wstępowanie do niemieckiej policji pomocniczej. W odezwie tej pisał:

"Polacy! Opamiętajcie się! Powróćcie do domu. Ci, którzy dzisiaj służą i pomagają Niemcom, jeszcze mogą zawrócić [ze złej drogi], ale jutro będzie za późno."

Z kolei w czerwcu tego samego roku zwrócił się w kolejnej odezwie do Ukraińców, ponownie oskarżając Polaków o czynną działalność antyukraińską, pomoc partyzantom radzieckim i współpracę z Niemcami. Twierdził również, że możliwy jest – w odpowiedzi na te działania – wybuch nowej koliszczyzny (tj. powstanie chłopskie). Odezwy te wpisywały się w taktykę OUN-B mającą na celu usprawiedliwianie rzezi wołyńskiej i argumenty te były powielane w wielu publikacjach po II Wojnie Światowej.

Jak pisze Piotr Zychowicz w swojej książce "Wołyń zdradzony. czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA" stawianie zarzutu ofiarom polskim brutalnych ataków, że broniły się przed swoimi oprawcami, wydaje się wysoce niestosowne, natomiast podstawowy problem polega jednak na tym, że próba wskazywania symetrii między polskimi a ukraińskimi przewinami jest niezgodna z prawdą historyczną. Wystarczy zajrzeć do zeznań złożonych przez Polaków z Wołynia przed Główną Komisją Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Podczas promocji książki Anny Herbich "Dziewczyny z Wołynia" obecna na sali Ewa Siemaszko (polska badaczka zajmująca się tematem rzezi wołyńskiej) ujawniła, że każdemu z 570 przesłuchanych świadków zadano pytanie o tzw. polskie akcje odwetowe. Tylko dwaj z nich odpowiedzieli, że się z nimi zetknęli. Oczywiście są to źródła bardzo subiektywne. Dlaczego polski IPN milczy w sprawie polskich akcji odwetowych i nie tylko na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej?


Przypisy:

[1] Piotr Zychowicz – Wołyń zdradzony. czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA.
[2] Piotr Zychowicz – Wołyń zdradzony. czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz